Joanna Czeczott – reporterka. W książkach zajmuje się tym, jak układamy się z trudną przeszłością i jakie opowieści tworzymy na własny temat.
Ukończyła stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim. Studiowała też na Państwowym Uniwersytecie w Petersburgu i w Warszawskiej Szkole Filmowej. Doświadczenie zdobywała pracując m. in. w dziale zagranicznym „Przekroju”.
Jest jedną z twórczyń i założycielek Fundacji „Kosmos dla Dziewczynek”. Kierowała pracami koncepcyjnymi nad utworzeniem formatu pisma reportersko-artystycznego wzmacniającego dziewczynki, czego owocem było powstanie magazynu “Kosmos dla dziewczynek”. W latach 2018-2022 była jego redaktorką naczelną, a w latach 2019-20 – prezeską Fundacji. Opiekowała się też z polskiej strony procesem, który zaowocował otwarciem szwajcarskiej edycji “Kosmosu dla dziewczynek” przez Stowarzyszenie Kaleio (po niemiecku i francusku).
Debiutowała książką Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego, która była ważnym głosem w debacie o nowej roli matki Polki. Porusza temat zafałszowania narracji na temat macierzyństwa w Polsce.
Druga książka, Petersburg. Miasto snu, pokazuje historię miasta poprzez nieoczywiste losy jego mieszkańców. Reportaż ten zdobył nagrodę Warszawskiej Premiery Literackiej oraz Nagrodę Fundacji im. Kościelskich, a także znalazł się w finale Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.
W 2025 roku ukazała się książka Cisza nad stepem. Kazachstan i pamięć o Rosji. Opowiada o traumach żyjących w ludziach, którzy doświadczyli sowieckich represji, a także o niezwykłej mocy przetrwania, jaka drzemie w każdym z nas.
Recenzje
,,Petersburg. Miasto snu”
Petersburg to miasto Dostojewskiego, obserwatora opisującego, jak w człowieku łączą się największa szlachetność i najpodlejsze draństwo. I to jest klucz do tego fascynującego, brawurowego przewodnika. Autorka skacze przez czas – z Petersburga przez Leningrad do Piotrogrodu, od cara wyrywającego stolicę morzu do Galiny sprzedającej plastry w metrze. Skacze ze snu w jawę, ze stalinowskiego centrum emigracji wewnętrznej do błękitnej stolicy putinowskiej Rosji, gdzie lesbijki z całego Sojuza mogą chodzić, trzymając się za ręce. Warto zainwestować w tę podróż.
Ewa Wieczorek
To książka, która zainteresuje zarówno stałych bywalców dawnej stolicy Rosji, jak i tych, którzy dopiero o niej marzą. Śmiało można stwierdzić, że dla tych, którzy już planują swoją podróż do miasta białych nocy, to poszerzająca horyzonty pozycja obowiązkowa.
Agnieszka Smarzewska, przegladbaltycki.pl
Opowieść Czeczott o Rosji i jej problemach staje się więc nie tylko sprawną literacko i dziennikarsko pozycją z gatunku literatury faktu, w której autorka stara się być blisko ludzkich spraw – może być odczytywana również jako „memento” dla wielu innych społeczeństw, gdzie historia jest upiększana, a rzeczywistość pudrowana.
Zbigniew Rokita, miesiecznik.znak.com.pl
Petersburg to miasto wymykające się stagnacji, buzujące i stymulujące. Autorka widzi w nim nie tyle zasuszony mit, co raczej podlegający dynamicznym przemianom organizm.
Maciej Robert, polityka.pl
,,Cisza nad stepem. Kazachstan i pamięć o Rosji.”
Jaka może być pamięć kraju, który przez dekady był największym więzieniem Związku Radzieckiego? Gdzie tej pamięci szukać? Jakie ślady zostawiła w ludziach i w przestrzeni? A przede wszystkim: co z nią zrobić, kiedy okazuje się inna, niżbyśmy oczekiwali? Joanna Czeczott zagląda Kazachom do serc, głów i duszy, drąży w archiwach i w stepowej ziemi. Znajduje takich ludzi i takie historie, że nawet jeśli Kazachstan nic was nie obchodzi, uwierzcie – powinniście, musicie je poznać!
Katarzyna Kobylarczyk
[…] najnowsza książka Joanny Czeczott to nie tylko reportaż historyczny, ale również głęboka analiza społeczna współczesnego Kazachstanu. Z jednej strony – pasjonującego, bogatego w wielokulturowość i szczycącego się swoją gościnnością. Z drugiej – mrocznego, z wieloma ranami […], które się nie zagoiły, nierozliczonymi zbrodniami, na które wciąż opuszcza się zasłonę milczenia.
Agnieszka Kostuch, przewodnik-katolicki.pl
Autorce udała się rzecz najważniejsza: dotarła do jądra tego, co zawarła w tytule; do ciszy… nad stepem.
Piotr Kitrasiewicz, Magazyn Literacki Książki
I choć nie znajdziemy tu prostych odpowiedzi, książka jest próbą dotknięcia tego, co niewidzialne – pamięcią krzywdzie, która została wyparta, ale niezapomniana.
Jacek Taran, Tygodnik Powszechny
,,Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego”
Opisy macierzyństwa zazwyczaj ociekają lukrem. Pisze się o maluszkach, bobasach i nieustającej radości bycia matką. Od tej słodyczy bolą zęby. A jak jest naprawdę, wiedzą ci, którzy mają małe dzieci. Problem polega na tym, że zazwyczaj o tym nie mówią. Joanna Woźniczko-Czeczott w swojej do szpiku kości prawdziwej i jednocześnie bardzo zabawnej książce przerywa zmowę milczenia. Macierzyństwo jest bowiem rewolucją, w wyniku której nie tylko coś zyskujemy, ale i coś tracimy. Czeczott pisze o terrorze metod wychowawczych i diet dla matek karmiących, o potwornej nudzie spacerów, wyjałowieniu intelektualnym, wypadaniu włosów i o wściekłości. Nazywa śmiało to, co niemal wszyscy rodzice znają z autopsji, ale do czego często wstydzą się przyznać. Dzięki tej książce odzyskują głos.
Justyna Sobolewska
Po tej książce trudno spodziewać się radosnego gruchania matek nad wózkiem. Nie jest to żadna idylla ani medialny różowy przekaz. Jednak są to wspomnienia, które czyta się niewiarygodnie dobrze, mimo dość radykalnych przedstawianych obrazów. Tak dobrze, że w wielu miejscach można się utożsamiać z bohaterką, która pisze nie tylko o swoich zmaganiach z macierzyństwem, ale również z pracą po porodzie, jak również wspomina o tym, jak macierzyństwo wpływa na relacje z partnerem.
Dorota, sosrodzice.pl
Matka — jak każdy — musi dać ujście negatywnym emocjom. Powinna mieć prawo szczerej opowieści o tym, co przeżywa. Powinna mieć wsparcie w najbliższych. Tego dotyczy książka Macierzyństwo non-fiction, o to chodziło Joannie Woźniczko-Czeczott
Marta Rusek-Cabaj, stacjakultura.pl
Wywiady
– Z zawodu jest Pani dziennikarką, a skąd właściwie taki pomysł?
– Moja mama była dziennikarką. To jest pierwsza odpowiedź, która mi przyszła do głowy, więc coś w tym jest. Zawsze bliska mi była taka potrzeba rozumienia świata i też przekazywania tego, co udało mi się z niego zrozumieć. Zawsze też wiedziałam, że słowo pisane jest jakąś moją domeną, więc po prostu chciałam to robić. I po studiach napisałam maila do Alicji Dąbrowskiej z Gazety Wyborczej z taką deklaracją, że chciałabym być dziennikarką i bardzo marzę o tym, żeby pracować w Dziale Zagranicznym Gazety Wyborczej. klubabsolwentów.uw.edu.pl
– Petersburg zawładnął moim życiem, moim sercem. Pojechałam tam z wycieczką szkolną, potem na studia. Poznawałam to piękne miasto i ludzi z nim związanych. Tych zwykłych i tych nietuzinkowych. Pisarzy, których książki czytałam. Chodziłam ich śladami, odwiedzałam miejsca niezwykłe. Chciałam się tym wszystkim podzielić i wzięłam się za pisanie. polskieradio.pl
– Gdy tworzyłyśmy pismo “Kosmos dla dziewczynek”, wierzyłyśmy, że wspieranie dziewczyn może być misją ponad podziałami. Że rodzic konserwatywny, liberalny i lewicowy spotkają się w jednym punkcie: chcą jak najlepiej dla swoich córek. Przez sześć lat obserwowałam, jak nierówną walkę toczymy. Nasze Czytelniczki nie są zawieszone w próżni: każdego dnia ścierają się z systemem, który nie jest dla nich wspierający. Dziewczynki mówią nam, że słyszą w szkole, że mają mniejsze mózgi niż chłopcy (na biologii), że mają węższe barki, więc nie mogą biegać na takie dystanse jak chłopcy (na wuefie), że nie ma w Polsce czegoś takiego, jak prawo azylu (na WOSie). Opowiadają nam o przemocy psychicznej i fizycznej, jakiej doświadczają, o molestowaniu, o tym, jak trudno sobie radzić z ubóstwem, o przemęczeniu, o lęku, o wykluczeniach. Po sześciu latach wyzwań widzę więcej niż wówczas, gdy powstawał “Kosmos”. Dziś misja wspierania dziewczyn ponad podziałami bardziej niż kiedykolwiek wydaje mi się nierealna – i bardziej niż kiedykolwiek potrzebna. facebook.com